Przez
parę dni nic nie pisałam. Przesadziłam trochę z posiadówką na
ławeczce. Trochę zmarzłam. Na drugi dzień drapanie w gardle.
Miałam pojechać do przyjaciółki zawieźć jej mleko i bochenek
naszego bielańskiego chleba. Wolałam jednak zwolnić trochę tempa,
tym bardziej, że mamy to, co mamy.
Wczoraj
napisała do mnie koleżanka. Też została „pięknie”
potraktowana przez przychodnię „Cepelek” - tym razem na
Koszykowej. Pomimo, że miała umówioną wizytę – nie została
wpuszczona przez ochronę, bo nie miała maseczki ani przyłbicy. Co
za tumany jakieś teraz kierują przychodniami. Czy mają w dupie
rozporządzenie z 19 czerwca obowiązujące jeszcze do września, że
osoby mające problemy ze zdrowiem są zwolnione z obowiązku
noszenia maseczki i nie jest wymagane zaświadczenie lekarskie? Czy
nie wiedzą, że przyłbica powoduje refleksy, co nie jest wskazane
osobom, które albo noszą okulary, albo są po operacji oczu?
Odszedł minister Szumowski, po nim nastąpił ktoś, kto nawet nie
jest lekarzem. Boję się nie wirusa, ale tego, że znów nas
pozamykają w domach, że nie będzie wolno nawet wyjść na krótki
spacer, że znów zacznę opadać z sił i padnie mi psychika.
Nie
czułam się najlepiej ani przedwczoraj, ani wczoraj. Mierzyłam
temperaturę – książkowa: 36,6. Trochę się zmusiłam do prac
domowych, wykonując je jednak stopniowo, po trochu, a więc:
przepierki, wietrzenie ubrań, przegląd papierów, gazet. Będę
musiała kupić nowe obuwie jesienne i zimowe.
Dziś
już samopoczucie lepsze. Z domu wprawdzie nie wyszłam dziś z
powodu upału, ale juto – jeżeli upał zelżeje choć trochę –
jadę do Teatru Żydowskiego po program Festiwalu.
©
Copyright by Dorota B. Zegarowska 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.