To już 42 lata? Boże, jak ten czas leci. Moje nowojorskie mieszkanie. Z powodu choroby nie idę przez parę dni do pracy. Niedziela. Odwiedza nas moja mama ze znajomą - Hanią. Przyniosła ciasto, mąż podaje kawę. Trwa jeszcze konklawe. Zaczyna się dyskusja na temat kto będzie następnym papieżem. Mówię - „Słuchajcie. A jakby tak był Polak, na przykład Wyszyński?” - Mama odpowiada: - „Nie mów tak, nie ma szansy absolutnie”. Odpowiada na to mój mąż - „Wyszyński faktycznie nie, za stary. Ale Wojtyła miałby szansę”. Mama stwierdza, że oboje majaczymy…
Poniedziałek, 16 października. Oglądam telewizję. Nagle - przerwa w nadawaniu zwykłego programu i - „Special Report”. Połączenie z Watykanem. Dziennikarze już informują, że nowym Papieżem jest ktoś o nazwisku „Łoitila”. Absolutnie nie łapię, o kogo chodzi. Podają, że jest „from Poland”, ale nie jestem pewna czy dobrze słyszę. A jeżeli to nie Poland a Holand? Podają dalej, że to Arcybiskup Krakowa. Aha. Kraków jest w Polsce, no to to skoro Arcybiskup Krakowa to musi być Polak. Dzwonię do Mamy. Nie ma jej w domu, domyślam się więc że jest u znajomej. Dzwonię do Hani. Tak, jest Mama. Podchodzi do telefonu. Mówię, że Polak jest papieżem. - „Co ty znów wymyślasz” - Mama odpowiada. Nie wierzy. Hania włącza telewizję. Oglądamy w ten sposób razem – one dwie o kilka ulic dalej, ja u siebie - ze słuchawkami telefonicznymi przy uszach.
Pada „Habemus Papam” i nazwisko: Karol Wojtyła. Krzyczymy na cały głos: „WOJTYŁAAAA!!!!”
Mama - najszybciej jak może - przybiega do mnie. Padamy sobie bez słów w ramiona. W tym momencie z polskiego kościoła - znajdującego się dosłownie naprzeciwko mojego domu – rozlega się bicie dzwonów.
Po paru minutach zaczyna dzwonić telefon. Raz po raz dzwonią dziennikarze z gratulacjami. Nie znam tych ludzi. Oni po prostu w książce telefonicznej wyszukują polskie nazwiska. Dzwoni ktoś z ONZ prosząc o jakiekolwiek informacje na temat nowego Papieża. Jedyne źródło informacji jakie mam to Encyklopedia PWN, jeszcze PRL-owska. Przywiozłam ją z Polski. Znajduję w niej króciutką informację pod hasłem „Wojtyła”. Dosłownie trzy zdania. Przekazuję tę informację. Dzwonią moi koledzy z pracy – z pobliskiego banku.
Usiłuję dodzwonić się do Polski. Zero szansy, linie przeciążone. Dzwonią do mnie koleżanki, koledzy, profesorowie z mojej uczelni. Dzwonię do mojego ukochanego profesora. Profesor – polski Żyd - mówi płacząc: „Niech Panią Bóg błogosławi za tak piękną wiadomość”.
Po paru dniach wracam do pracy do banku. Zastaję moje okienko pięknie udekorowane wstążkami i girlandą – w kolorach białym i czerwonym. Mój szef – Amerykanin - stawia obok tabliczki z moim nazwiskiem zdjęcie nowego Papieża. Po mniej więcej godzinie musimy je jednak schować. Zbyt dużo osób pyta gdzie można je dostać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.