Pogoda deszczowa. Muszę jednak wyjść – po moją tygodniową
dawkę mleka. Tym razem biorę już cztery butelki. W radio od
wczoraj zapowiadali, że będą chodzić i sprawdzać czy klienci
mają twarze zakryte i czy prawidłowo. Wchodzę do sklepiku.
Właścicielka sklepu prosi mnie o założenie maseczki, choć zawsze
dotąd wpuszczała mnie bez niej. Mówię jej, że założę jeżeli
muszę, ale mam problemy ze zdrowiem. Widzę przerażenie w jej
oczach. Mówi mi, że kilka razy łazili już po tej ulicy. Zakładam
maseczkę. Nie chcę jej narażać na nic z powodu tych dupków, co
najprawdopodobniej nie mają nic do roboty. Pani w końcu umawia się
ze mną, że nie muszę zakrywać nosa, a jak ona ich zauważy –
powie mi tylko „Policja”. Ech, pomimo wszystko jej narażać nie
będę. Skoro ona chce być w stosunku do mnie w porządku, mnie to
samo obowiązuje w stosunku do niej. Mam tylko nadzieję, że nie
chwycą nas ponownie za mordy. Boże, do czego to dochodzi.