Wspomnień czar

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozporządzenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozporządzenie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 lipca 2020

Umówiona wizyta u lekarza. Przychodnia Cepelek, Warszawa, ul. Daniłowskiego. Wizyta wyznaczona na godz. 14:20.

Umówiona wizyta u lekarza. Przychodnia Cepelek, Warszawa, ul. Daniłowskiego. Wizyta wyznaczona na godz. 14:20. Przychodzę jednak wcześniej. Wolę posiedzieć w poczekalni i spokojnie poczekać na swoją wizytę, niż gnać z wywieszonym językiem. Jako osoba z problemem z oddychaniem mocą rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia z 20 czerwca 2020 (Dziennik Ustaw pozycja 1066 paragraf 19.1 ustęp 3 podpunkt 3) nie jestem zobowiązana do noszenia maseczki. Zakrywam jednak nos i usta wydrukiem z tegoż rozporządzenia składającym się z 18 (słownie: osiemnastu) stron formatu A4. Wchodzę. Zatrzymuje mnie – nie wiem, czy to portier, czy ochroniarz. Pyta o maseczkę. Odpowiadam mu spokojnie, że jest rozporządzenie, itd., itd., itd. Pyta o zaświadczenie. Odpowiadam, że w myśl rozporządzenia zaświadczenie nie jest wymagane. Pan odpowiada, że nie ma obowiązku mnie wpuścić. Pokazuję mu wydruk rozporządzenia z zaznaczonym na czerwono fragmentem. Pan w międzyczasie mierzy mi temperaturę, przeciwko czemu oczywiście nie oponuję, ale jak tylko zaczyna mi puszczać komentarz „aaale pani mądra” - po prostu mijam go i z zakrytą wydrukiem twarzą idę pod gabinet lekarza. Czeka już jeden pacjent. Siadam na dozwolonym miejscu zachowując dystans. Dochodzą następni. Ustalamy, kto na którą godzinę, nie ma żadnych przepychanek. Cały czas siedzę zakrywając nos i usta.
Przechodzi obok ochroniarz. Patrzy na mnie i mówi, że nie wiadomo, czy lekarz mnie przyjmie, bo nie mam maseczki. Odpowiadam, że owszem, przyjmie, bo jest rozporządzenie… itd. itd. itd., a maseczkę założę jeżeli lekarz mi każe.
Odpowiada mi:
- Na drzwiach jest jak wół napisane o maseczkach.
Pokazuję ponownie to cholerne rozporządzenie:
- A tu jak wół jest napisane, kto nie musi.
W odpowiedzi słyszę:
- Jak policja przyjdzie to pani jak nic płaci 500 złotych.
Odpowiadam, że w razie czego wybronię się w sądzie, a na komisariat mogę sama pójść jeszcze dzisiaj. Ochroniarz nic nie odpowiada, odchodzi. Zaczyna się rozmowa z oczekującymi pacjentami – wszyscy świadomi rozporządzenia. Podchodzi do mnie pani z serwisu sprzątającego. Przerażona już na dobre myślę sobie „No nie, kolejna”. Pani jednakże cichutko mówi do mnie:
- Kochana, proszę pożycz mi ten wydruk, ja sobie zrobię ksero i zaraz oddam.
Pożyczam. Po paru minutach pani oddaje mi wydruk z podziękowaniem. Za chwilę przechodzi kolejna pracownica przychodni, patrzy na mnie.
- Maseczka.
Oczekujący już się śmieją „No nieeee...”. Pokazuję ponownie rozporządzenie. Odpowiada:
- No to przyłbica w takim razie.
Odpowiadam jej:
- Przecież zakrywam twarz, czego więc jeszcze pani ode mnie chce?
Odchodzi. Do gabinetu wchodzi pacjent z wizytą wyznaczoną przed moją. Wiadomo, po wejściu do gabinetu zamyka za sobą drzwi. Staję pod drzwiami. Podchodzi do mnie starszy pan pytając czy będzie mógł wejść przede mną, bo tylko chce się coś zapytać. Odmawiam mu, mówiąc, że ja już chcę jak najszybciej stąd schrzaniać. Pan rozumie. Siada nieopodal.
Podchodzi do mnie kolejna pracownica – chyba recepcji – i każe mi odejść spod drzwi bo… dystans. Nie bardzo rozumiem co drzwi mają z tym wspólnego, ale cofam się. Pani jednak ciągnie rzecz dalej:
- A pani nawet nie ma maseczki
Odpowiadam, że rozporządzenie, itd. itd. itd. Cały czas mam usta i nos zakryte. Pani odpowiada, że jest świadoma rozporządzenia. Pytam ją zatem czego w takim razie chce ode mnie.
- Pani musi mieć maseczkę.
Jestem już na granicy wytrzymałości. Podtykam jej rozporządzenie pod samą twarz.
- CZYTAAAAĆ – mówię już głośno.
- Jak pani się zachowuje – odpowiada mi.
Przechodzi w tym momencie kolejna pracownica przychodni.
- Co za chamstwo – rzuca pod moim adresem.
Już mi serce kołacze mocno. Mam jedno marzenie – znaleźć się jak najprędzej w domu.
Wchodzę w końcu do gabinetu – cały czas z zakrytą twarzą. Pytam lekarza, czy mam założyć maseczkę. Odpowiada mi, że jeżeli nie mam temperatury i nie czuję się chora, to nie. Nie mam, chora się nie czuję – poza silnymi uderzeniami serca i zawrotami głowy, które mnie opanowują w tej chwili. Lekarz pomaga mi usiąść. Referuję mu problem, z którym przyszłam. Zapisuje mi lekarstwa, daje skierowanie na badania jeżeli mi te lekarstwa nie pomogą. Tak czy inaczej mam do niego wrócić po skończeniu serii. Lekarz – uroczy, kontaktowy – po prostu CZŁOWIEK. Pytam go na samym końcu, jak to naprawdę jest z tymi maseczkami. Odpowiada mi, że według rozporządzenia nie każdy musi ją nosić, a jeżeli ktoś do mnie podejdzie to mam prawo po prostu pokazać rozporządzenie. Płacząc opowiadam mu, jak mnie podczas czekania potraktowało kilka osób z personelu.
Pytanie tylko teraz, dlaczego tak mamy. Odpowiedź chyba jest jasna. Pozwolę sobie porównać ogromną część naszego społeczeństwa do stada baranów. Przemiłe te zwierzęta nawet w stadzie pozwalają się zaganiać jednemu owczarkowi.
Nie zamierzam takiego chamstwa odpuścić. Jeszcze dzisiaj idzie skarga do Rzecznika Praw Pacjenta i do Ministerstwa Zdrowia, z kopią do przychodni.
Dziękuję Ci Mamo, że nie wychowałaś mnie na ciepłe kluchy. Dziękuję Wam - Rodzice moi, że zsyłacie na mnie z niebios swoje moce. Kocham Was oboje, kochani :)


Załączone zrzuty ekranu są zrobione z załączonej poniżej strony Ministerstwa Zdrowia.