Umówiona
wizyta u lekarza. Przychodnia Cepelek, Warszawa, ul. Daniłowskiego.
Wizyta wyznaczona na godz. 14:20. Przychodzę jednak wcześniej. Wolę
posiedzieć w poczekalni i spokojnie poczekać na swoją wizytę, niż
gnać z wywieszonym językiem. Jako osoba z problemem z oddychaniem
mocą rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia z 20 czerwca 2020
(Dziennik Ustaw pozycja 1066 paragraf 19.1 ustęp 3 podpunkt 3) nie
jestem zobowiązana do noszenia maseczki. Zakrywam jednak nos i usta
wydrukiem z tegoż rozporządzenia składającym się z 18 (słownie:
osiemnastu) stron formatu A4. Wchodzę. Zatrzymuje mnie – nie wiem,
czy to portier, czy ochroniarz. Pyta o maseczkę. Odpowiadam mu
spokojnie, że jest rozporządzenie, itd., itd., itd. Pyta o
zaświadczenie. Odpowiadam, że w myśl rozporządzenia zaświadczenie
nie jest wymagane. Pan odpowiada, że nie ma obowiązku mnie wpuścić.
Pokazuję mu wydruk rozporządzenia z zaznaczonym na czerwono
fragmentem. Pan w międzyczasie mierzy mi temperaturę, przeciwko
czemu oczywiście nie oponuję, ale jak tylko zaczyna mi puszczać
komentarz „aaale pani mądra” - po prostu mijam go i z zakrytą
wydrukiem twarzą idę pod gabinet lekarza. Czeka już jeden pacjent.
Siadam na dozwolonym miejscu zachowując dystans. Dochodzą następni.
Ustalamy, kto na którą godzinę, nie ma żadnych przepychanek. Cały
czas siedzę zakrywając nos i usta.
Przechodzi
obok ochroniarz. Patrzy na mnie i mówi, że nie wiadomo, czy lekarz
mnie przyjmie, bo nie mam maseczki. Odpowiadam, że owszem, przyjmie,
bo jest rozporządzenie… itd. itd. itd., a maseczkę założę
jeżeli lekarz mi każe.
Odpowiada
mi:
-
Na drzwiach jest jak wół napisane o maseczkach.
Pokazuję
ponownie to cholerne rozporządzenie:
-
A tu jak wół jest napisane, kto nie musi.
W
odpowiedzi słyszę:
-
Jak policja przyjdzie to pani jak nic płaci 500 złotych.
Odpowiadam,
że w razie czego wybronię się w sądzie, a na komisariat mogę
sama pójść jeszcze dzisiaj. Ochroniarz nic nie odpowiada,
odchodzi. Zaczyna się rozmowa z oczekującymi pacjentami – wszyscy
świadomi rozporządzenia. Podchodzi do mnie pani z serwisu
sprzątającego. Przerażona już na dobre myślę sobie „No nie,
kolejna”. Pani jednakże cichutko mówi do mnie:
-
Kochana, proszę pożycz mi ten wydruk, ja sobie zrobię ksero i
zaraz oddam.
Pożyczam.
Po paru minutach pani oddaje mi wydruk z podziękowaniem. Za chwilę
przechodzi kolejna pracownica przychodni, patrzy na mnie.
-
Maseczka.
Oczekujący
już się śmieją „No nieeee...”. Pokazuję ponownie
rozporządzenie. Odpowiada:
-
No to przyłbica w takim razie.
Odpowiadam
jej:
-
Przecież zakrywam twarz, czego więc jeszcze pani ode mnie chce?
Odchodzi.
Do gabinetu wchodzi pacjent z wizytą wyznaczoną przed moją.
Wiadomo, po wejściu do gabinetu zamyka za sobą drzwi. Staję pod
drzwiami. Podchodzi do mnie starszy pan pytając czy będzie mógł
wejść przede mną, bo tylko chce się coś zapytać. Odmawiam mu,
mówiąc, że ja już chcę jak najszybciej stąd schrzaniać. Pan
rozumie. Siada nieopodal.
Podchodzi
do mnie kolejna pracownica – chyba recepcji – i każe mi odejść
spod drzwi bo… dystans. Nie bardzo rozumiem co drzwi mają z tym
wspólnego, ale cofam się. Pani jednak ciągnie rzecz dalej:
-
A pani nawet nie ma maseczki
Odpowiadam,
że rozporządzenie, itd. itd. itd. Cały czas mam usta i nos
zakryte. Pani odpowiada, że jest świadoma rozporządzenia. Pytam ją
zatem czego w takim razie chce ode mnie.
-
Pani musi mieć maseczkę.
Jestem
już na granicy wytrzymałości. Podtykam jej rozporządzenie pod
samą twarz.
-
CZYTAAAAĆ – mówię już głośno.
-
Jak pani się zachowuje – odpowiada mi.
Przechodzi
w tym momencie kolejna pracownica przychodni.
-
Co za chamstwo – rzuca pod moim adresem.
Już
mi serce kołacze mocno. Mam jedno marzenie – znaleźć się jak
najprędzej w domu.
Wchodzę
w końcu do gabinetu – cały czas z zakrytą twarzą. Pytam
lekarza, czy mam założyć maseczkę. Odpowiada mi, że jeżeli nie
mam temperatury i nie czuję się chora, to nie. Nie mam, chora się
nie czuję – poza silnymi uderzeniami serca i zawrotami głowy,
które mnie opanowują w tej chwili. Lekarz pomaga mi usiąść.
Referuję mu problem, z którym przyszłam. Zapisuje mi lekarstwa,
daje skierowanie na badania jeżeli mi te lekarstwa nie pomogą. Tak
czy inaczej mam do niego wrócić po skończeniu serii. Lekarz –
uroczy, kontaktowy – po prostu CZŁOWIEK. Pytam go na samym końcu,
jak to naprawdę jest z tymi maseczkami. Odpowiada mi, że według
rozporządzenia nie każdy musi ją nosić, a jeżeli ktoś do mnie
podejdzie to mam prawo po prostu pokazać rozporządzenie. Płacząc
opowiadam mu, jak mnie podczas czekania potraktowało kilka osób z
personelu.
Pytanie
tylko teraz, dlaczego tak mamy. Odpowiedź chyba jest jasna. Pozwolę
sobie porównać ogromną część naszego społeczeństwa do stada
baranów. Przemiłe te zwierzęta nawet w stadzie pozwalają się
zaganiać jednemu owczarkowi.
Nie
zamierzam takiego chamstwa odpuścić. Jeszcze dzisiaj idzie skarga
do Rzecznika Praw Pacjenta i do Ministerstwa Zdrowia, z kopią do
przychodni.
Dziękuję
Ci Mamo, że nie wychowałaś mnie na ciepłe kluchy. Dziękuję Wam
- Rodzice moi, że zsyłacie na mnie z niebios swoje moce. Kocham Was
oboje, kochani :)
Załączone zrzuty ekranu są zrobione z załączonej poniżej strony Ministerstwa Zdrowia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.