Moja aktywność dzisiaj ogranicza się do załatwiania spraw podstawowych, oraz do leżnia jutro w łóżku, do czytania, do robótek. Wykręcona wiele lat temu ręka znów się odezwała. Do godziny 12 w południe bolała jak wszyscy diabli, nie byłam w stanie nią ruszyć nawet na milimetr. Musiałam pomagać drugą – zdrową ręką. Ponadto przyplątało się jeszcze lekkie bo lekkie ale jednak drapanie w gardle. Temperatura rano – 36,7, teraz o 20:00 - 37.6. Może dlatego, że jednak musiałam coś niecoś przytargać, jak np. moją tygodniową dawkę mleka, podstawowe zakupy – włączając w to żwirek dla kota – ciężki bardzo. Może to i stres związany z tymi ogłupiającymi nas informacjami a raczej dezinformacjami. Może to fakt, że nic po mnie nie spływa jak po kaczce, że ja reaguję, dzwonię, pytam, dowiaduję się. Te ogłupiające zmiany przepisów co do noszenia maseczek… Zadzwoniłam dziś do Ministerstwa Zdrowia. Mój rozmówca bardzo szczegółowo powiedział mi, jakie przepisy obowiązywały, kiedy i ile razy zostały zmienione. Skończyło się na tym, że on sam nie kuma tego do końca, i że tu panuje absolutny galimatias. Nie wykluczone, że wierchuszka to robi celowo. A może ta moja dociekliwość to moje przekleństwo?
Z przyjemniejszych rzeczy: kończę czytać „Prawiek” Olgi Tokarczuk. Rozstanę się z bohaterami tej książki z żalem. Oni i piękne opisy wrosły mi w serce. Nie wykluczone, że pokuszę się o napisanie recenzji. Już sobie wyłożyłam natomiast kolejne dwie książki do przeczytania: „A lasy wiecznie śouewahą” pióra Trygve Gulbranssena – o życiu na wsi w dziewiętnastowiecznej Norwegii, i „Wyspa” pióra islandzkiej pisarki Sigridur Hagalin Bjornsdottir – o życiu w Islandii . Ta ostatnia pozycja to wizja, która właśnie się spełniła, i która nas teraz otacza. Zafascynował mnie wywiad z panią Bjornsdottir przeprowadzony parę miesięcy temu on-line przez Wydawnictwo Literackie. Nie mam zamiaru czytać obydwu naraz. Ja chcę książkę przeżywać, odczuć, a nie czytać po łebkach. Chce mi się czytać, chce mi się dziergać, zatem może jeszcze nie jest źle.
Jeżeli jednak drapanie w gardle nie przejdzie – idę do lekarza prywatnie, gdyż nie mam ochoty ani na teleporadę, ani na wymazywanie mi różnych świństw.
A niebo dziś – moje, bielańskie - takie piękne :)