Dzień
mija jakoś tak… byle jak. Wczoraj nigdzie nie wyszłam, cały
dzień w domu. Dzisiaj wyjść trzeba. Planowałam iść do
przyjaciółki, ale jakoś tak zbyt leniwie wszystko idzie. Jest po
prostu niedziela, czyli niby nic nie muszę, ale chyba przesadziłam
dziś lekko. Spokojnie sobie dziergam kolejny kwadracik do mojej
bożonarodzeniowej serwety. Na szczęście wychodzę już ze swoich
kłopotów i zrobiłam to zupełnie sama. No, może nie zupełnie
sama, bo przecież pochyla się nade mną moja wileńska Matuchna
Ostrobramska i czuwają moi Rodzice. Jadę tylko dzisiaj jeszcze do
Teatru Żydowskiego po program Festiwalu Warszawa Singera. Od lat
jestem ich wolontariuszką. Zawsze program był dość pokaźny,
teraz zaś jest to cieniutka broszurka. I tym razem bez nas –
wolontariuszy. Większość imprez w tym roku jest biletowanych, a
jeżeli wstęp wolny to trzeba potwierdzić swoją obecność.
Potwierdzić swojej nie zdążyłam, bo czas był do piątku. No cóż,
ograniczenia pandemiczne. Ech, nic się nie stanie. Postoję sobie,
bo chcę zobaczyć parę rzeczy. Po wyjściu z Teatru wstępuję do
kawiarni na Senatorskiej. Zamawiam herbatkę i ciasto marchewkowe.
Wieczór jest taki piękny. Światła Warszawy tak cudnie świecą na
tle ciemniejącego już nieba. Czekam na przystanku na tramwaj.
Przede mną Galeria Porczyńskich – obecnie Jana Pawła II. Obok
niej – Urząd Miasta. To tu w styczniu 2019 wpisywałam się do
księgi kondolencyjnej po śmierci Pawła Adamowicza. Byłam przez
dwa lata Gdańszczanką i to miasto odcisnęło trwały ślad w moim
sercu. Poznałam tu wielu ciekawych ludzi, którzy wywarli bardzo
pozytywny wpływ na moje życie, zawarłam kilka pięknych przyjaźni.
Jest
wieczór. Na dworze wręcz zimno. Cichutko gra radyjko. Duduś leży
na mojej walizce od laptopa. Wydziergam jeszcze jeden kwadracik, i
idę spać.
©
Copyright by Dorota B. Zegarowska 2020