Setna
rocznica urodzin Jana Pawła II. Dziś również i mój ojciec
obchodziłby urodziny – 98me. Boże, jak czas szybko mija. Osiem
lat już go nie ma. Nie jadę dzisiaj na cmentarz. Jest pochmurno,
ciśnienie spada, ludzi na pewno nie będzie. Przy moich problemach
ze zdrowiem – jeżeli coś mi się stanie, nikt mi nie pomoże. Nie
chcę jednak siedzieć w domu. Ruszam zatem na Lotnisko Bemowo. Mijam
po drodze kolejkę stojącą pod męskim zakładem fryzjerskim. No
tak. Nadeszła wiekopomna chwila. Przy okazji posilam się w
chińskiej restauracyjce. Zakłady fryzjerskie bowiem i restauracje
już od dziś są otwarte. Nadal jednak obowiązują obostrzenia. W
restauracjach można siadać tylko przy oznaczonych stolikach.
Wsiadam do tramwaju. Oj, i przegapiłam przystanek przy lotnisku. No
trudno. Nie będę się cofała. Swoją drogą nie znam jeszcze wielu
zakątków mojej dzielnicy, ciekawam zatem dokąd i jaką trasą mnie
tramwaj powiezie. Jadę dalej. Przystanek Wrocławska. Coś mi mówi
ta nazwa. No tak. Przed laty przyjeżdżałam tu do ucznia.
Przygotowywałam go do egzaminu z języka angielskiego. Nie pamiętam
jak się nazywał, ale pamiętam jego samego. Młody człowiek –
bardzo dobrze wychowany. Jadę dalej. Mijam kierunkowskazy kierujące
na Fort Bema. Hmm. Brzmi ciekawie. Trzeba będzie to zobaczyć. Jadę
dalej. Hmm, to już Wola. Po mojej lewej stronie Cmentarz Powstańców
Warszawy. Trochę dalej jest Cmentarz Wolski. Mijam Teatr na Woli.
Nigdy tu nie byłam. Trzeba będzie tu przyjść. Mieszkam tu w
Warszawie tyle lat – z dwuletnią przerwą, podczas której
mieszkałam bardzo daleko – a chłonę ją oczami i sercem wciąż
na nowo. Tramwaj kończy bieg przy Rondzie Daszyńskiego. Przesiadam
się w inny – jadący w kierunku Dworca Centralnego. Wysiadam,
postanawiam wracać do domu. Tramwaj nr 33 zabiera mnie w kierunku
Bielan. Widzę przez okno tak dobrze mi znaną ze spotkań
literackich klubokawiarnię Jaś i Małgosia. No nie! Nie wytrzymuję.
Przecież już można. W ostatniej chwili wysiadam z tramwaju. Przed
wejściem do kawiarni wita napis „Drodzy goście! Witamy z
powrotem”. Wchodzę do środka. Zamawiam kawę i jabłecznik. Wolno
siadać tylko przy stolikach z napisem „Zdezynfekowano”. Niby
prosta rzecz - zwykła kawa i ciacho, a tak cieszy. Wraca chyba
powolutku jednak normalne życie.