Wspomnień czar

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą apteka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą apteka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 26 września 2020

Lekarstwa pomogły, i to jest chyba na teraz najważniejsze.

 

Lekarstwa pomogły, i to jest chyba na teraz najważniejsze. Po raz pierwszy od wielu dni budzę się dziś rano bez bólu w płucu. Leżę sobie leniwie trochę się rozkoszując tym brakiem bólu. Jakaż to prawdziwa rozkosz tak móc sobie spokojnie normalnie oddychać.

Za długo jednak leżeć nie mogę. Muszę kupić dla siebie pewną rzecz w aptece, dla Dudusia żwirek i dla siebie pieczywko, bo wszystko inne już mam. Ubieram się, schodzę do apteki koło swojego domu – Dr. Max na ulicy Daniłowskiego. Mam twarz osłoniętą przyłbicą. Wchodzę do środka. Przy okienku obsługiwana jest jedna osoba. Staję w odległości o wiele większej niż ta przepisowa – 2 metry. Wraca niestety kaszel – nie tak już uporczywy, jak jeszcze wczoraj. Pani magister – młoda osoba – prosi mnie, bym wyszła i zaczekała na zewnątrz. Odmawiam. Mówię, że zachowuję wszystkie zasady, i że ona nie ma prawa mnie wypraszać. Kupuję potrzebną mi rzecz. Jestem jednak osłabiona – pocę się. Ruszam naprzeciwko ulicy po żwirek dla Dudusia i pieczywo dla siebie. Sklep zamknięty, i podobno pobliski Megasam również. No cóż, wsiadam w tramwaj i ruszam do Oszołoma (czyt. Auchan). Ten na pewno będzie otwarty. Jest otwarty. Kupuję co trzeba, plus na stoisku ulicznym trochę kartofli i trochę jabłek. Wracam do domu. Wołowinka na gulasz już się od wczoraj zamarynowała w ziołach prowansalskich, już gotowa do smażenia i do gotowania.

Jesień już powolutku ale coraz wyraźniej zaczyna barwić liście drzew na złoto. Świat jest taki piękny, a za parę tygodni nasza piękna złota polska rozgości się na dobre :) Jutro dzień leniuchowania. Należy mi się :)

 


 

czwartek, 24 września 2020

W jakim ja kraju żyję?

Męczy mnie nadal kaszel, od którego już boli płuco. Decyduję się zatem skorzystać z teleporady. Pani doktór oddzwania. Mówię, co mi dolega. Podaję temperaturę – 36,7. Podaję wynik pomiaru ciśnienia krwi. Informuję ją, że byłam tydzień temu prywatnie u lekarza, podaję jej leki, jakie mi zalecił. Pani doktór prosi mnie o przyjście do przychodni na godzinę 14:15. Przyznaję, że oblatuje mnie cykoria. A nuż jednak…? Proszę Mamę o wsparcie, choć nie muszę. Biorę do torebki różaniec z Ostrej Bramy. Dochodzę do przychodni. Czekam pod przychodnią pod drzwiami. Pani doktór wychodzi do mnie – opatulona fizeliną. Stosując się do zalecenia – mam na twarzy maseczkę. Prosi, żeby niczego nie dotykać. Bezwiednie jednak dotknęłam oparcia krzesła. Podniesiony głos pani doktór: „Mówiłam, żeby niczego nie dotykać. Teraz ja będę musiała wszystko po pani zdezynfekować. TU – na kozetkę!” Siadam. Posłusznie rozbieram się. Pani doktór osłuchuje stetoskopem. Zaczynam pokasływać. Pani doktór prosi, żeby nie kasłać, bo wydzielina z kaszlu najbardziej zaraża. Zaczynam się zastanawiać, gdzie tak naprawdę ja w tej chwili jestem. Przypominam sobie, jak wiele lat temu musiałam chodzić do ortopedy na zastrzyki w staw kolanowy – bolesne jak wszyscy diabli. Pani doktór w czasie robienia mi zastrzyku mówiła do mnie na różne tematy. Ona ręką zadawała mi ból, a słowami łagodziła odwracając moją uwagę. Dzisiaj na szczęście okazuje się, że jednak nie mam covida. Pani doktór zmienia mi lekarstwa. Niestety kłania się antybiotyk - taki do brania raz dziennie o tej samej porze. Nie muszę na szczęście leżeć.

Idę do apteki. Wykupuję lekarstwa. Proszę o wodę, bym mogła od razu przyjąć antybiotyk. Niestety, z powodu pandemii wody nie ma. Pani magister mówi mi, że tuż obok jest Żabka. I tego już zupełnie nie rozumiem. Czy naprawdę tak trudno jest podać tej niemłodej już kobiecie zwykłą wodę w papierowym kubeczku? Żabka jest 250 metrów dalej. Ładne mi „tuż obok”. Wracam do domu, zażywam już antybiotyk. Kaszel jeszcze jest, ale już nie tak uporczywy, i ból w płucu już zniknął. Zastanawiam się jednak, w jakim to ja kraju żyję.