Dzień smutny dla nas – Polaków – zwłaszcza pochodzących z Kresów, i ich potomków. My po prostu pamiętamy. Moja Mama bardziej od 1 przeżywała rocznicę 17 września. Miałam Jej na grobie wyryć „Więźniarka więzienia w Wilejce”, ale zmieniłam zdanie. Nie chciałam, żeby ten koszmar ciągnął się za nią po śmierci. Wtedy tak naprawdę rozpadł się Jej dom. Planowałam pójść na warszawski Muranów do Pomnika Pomordowanych na Wschodzie. Nic z tego. Słabe samopoczucie nie odpuszcza, choć drapanie w gardle przeszło. Nic dzisiaj nie poczytałam, nic nie dziergałam. Większość dnia spędziłam w ramionach morfeusza. Męczy mnie to, bo nie lubię braku produktywności. Nawet cieszenie oczu widokiem nieba z mojego balkonu dziś nie miało miejsca. Całe szczęście, że zmusiłam się do wyjścia wczoraj do swoich spraw i porobiłam zakupy. Wiem, mam przyjaciół i rodzinę, ale nie jestem hrabiną, której wszystko się należy. Tę niezależność chyba wpoiła mi moja Matka. Z rzeczy mniej potrzebnych wczoraj tylko kupiłam trzy motki włóczki na jakąś fajną chustę, i kłębuszek cieniowanego kordonka. Nie planuję bowiem leniuchować zbyt długo, tym bardziej, że moje książki czekają, żeby je wziąć do ręki i cieszyć nimi serce i duszę. To świństwo przeszkadza mi trochę w stawianiu czoła tym wszystkim zastraszających nas wiadomościom. Trzymają mnie rozmowy z przyjaciółką i fakt, że mogę liczyć na rodzinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.