Wspomnień czar

poniedziałek, 26 października 2020

Niepandemiczna przez weekend odpoczywała. Dwa dni całkowitego resetu po prostu się jej należą. Trochę dziergała, trochę poczytała, dużo spała. Było to jej potrzebne. Jeszcze takie proste czynności jak schylenie się by podnieść coś z podłogi powodują u niej zadyszkę. Powolusieńku kroczek po kroczku ogarnia to, czego nie ogarnęła przez choróbsko. Nazbierało się tego trochę. Nie takim rzeczom dawała radę.

Bulwersują wiadomości z radia (bo telewizora ten uparciuszek nie ma i koniec) o dewastowaniu kościołów i naruszaniu porządku mszy. Radiowej jedynki Niepandemiczna już na szczęście nie słucha. Całkiem dobry serwis informacyjny ma Radio Pogoda i nie bombarduje nas wiadomościami pro…

Dziś rano Niepandemiczna otrzymuje sms-em raport RCB: „Uwaga. Cała Polska w czerwonej strefie. Pobierz aplikację STOP COVID. Dowiesz się o kontakcie z koronawirusem (podany adres strony)”. Nie. Niepandemiczna nie ma zamiaru tego pobierać.

Dziś dzień raczej pochmurny, choć ciepły. Niepandemiczna wychodzi po potrzebne zakupy. Trudno jest jej nie zauważyć, że ludzie teraz są ciut życzliwsi dla siebie. Może ten koronawirus jest zatem jednak potrzebny, może ma jakąś rolę do spełnienia?

Niepandemiczna postanawia złapać trochę tlenu w płuca okrążając dom powolniutkim spacerkiem. Te kolory jesieni tak jednak cieszą oczy, to świeże powietrze – wcale nie ostre – tak odświeża umysł pomimo osłaniania nosa i ust. Niepandemiczna robi więcej okrążeń – w granicach rozsądku – po czym siada na chwilę na ławeczce w bliskiej odległości od placyku z przyrządami do ćwiczeń. Widzi, jak dużo od niej starsza kobieta zaczyna ćwiczyć. Oooo, to jak ona może, to i ja też. Niepandemiczna wstaje, podchodzi do pierwszego urządzenia. Nie, no na tym to się nie da. Z tego to można zlecieć na gębę już na samo dzień dobry. Niepandemiczna szuka dalej. Znajduje. Stepper. O, to już jest coś. Robi 100 kroków z krótkimi przerwami co 20. Podchodzi do następnego urządzenia – kręciołki. Ćwiczenie polega na obracaniu tułowia w prawo i w lewo przy nieruchomych barkach. I obroty – w prawo, w lewo, w prawo, w lewo. Niepandemiczna jest zmęczona, ale to takie radosne zmęczenie. Wróci tu jutro, jeżeli nie będzie padało. Siły jeszcze nie wróciły do końca, ale wrócą. Nie podda się.


 

sobota, 24 października 2020

Niepandemiczna wczoraj zasnęła nie kaszlnąwszy ani razu. Pierwszy raz. Budzi się dziś rano bez kaszlu, bez bólu ręki. Wstaje szybkim ruchem bez żadnego problemu. O, radości wielka!!!

Godzina ok. 13. Dzwoni telefon. Ktoś z programu leczenia nietrzymania moczu. Niepandemiczna parę dni temu zobaczyła na facebooku ogłoszenie i skontaktowała się podając swoją komórkę. Ugrzeczniony pan przedstawia się po nazwisku – Andrzej Zalewski - podaje nazwę programu, której Niepandemiczna już nie pamięta. Pyta kiedy to się zaczęło. Niepandemiczna odpowiada na pytania. Ugrzeczniony pan informuje ją, że zaraz zapisze jej lekarstwo. Niepandemiczna pyta, czy pan jest lekarzem. Ugrzeczniony pan odpowiada, że jak się studiowało medycynę przez trzy lata to chyba się lekarzem jest. Następuje bardzo miłym głosem zachwalanie leku, który zamierza mi zapisać. Niepandemiczna już nie pamięta jego nazwy, niech zatem będzie to lek XYZ. Kosztuje 700 złotych – kuracja trzymiesięczna, ale na dzień dobry koszt wynosi 300 złotych. Jest to lek szwajcarski. „Pani wie, pani Doroto, jak się Polakom kojarzą produkty pochodzenia szwajcarskiego. Na pewno pani pamięta, jak mówiło się, że coś działa jak w szwajcarskim zegarku.” Tak, Niepandemiczna pamięta. Ciekawość jak się rozmowa potoczy każe jej słuchać dalej. Padają następne pytania. Ugrzeczniony pan pyta o kod pocztowy i nazwę miasta zamieszkania. Niepandemiczna podaje. Ugrzeczniony pan pyta o nazwę ulicy, numer domu i numer mieszkania. Czerwone światełko, które już się włączyło, teraz świeci mocniej. Niepandemiczna mówi, że trochę dziwnie się czuje mając podać informacje raczej poufne osobie, której nigdy na oczy nie widziała. Ugrzeczniony pan informuje, że te informacje będą potrzebne kurierowi, który za parę dni przywiezie lekarstwo i trzeba będzie zapłacić mu 300 złotych. Czerwone światło już daje po oczach. Niepandemiczna odpowiada: „Wie pan co? Ja jednak się zastanowię i skonsultuję z moim lek...” Ugrzeczniony pan już nie jest ugrzeczniony, przerywa jej wpół zdania „PANI DOROTO!!! JAK PANI...” Nawet nie kończy. Trzask, słuchawka po drugiej stronie leży, połączenie rozłączone. Kurtyna.

PS. Niepandemiczna powoli nabiera lepszego samopoczucia ciesząc oczy pięknym widokiem drzew strojących się w barwy złotej polskiej jesieni. Nie ma piękniejszego widoku.

piątek, 23 października 2020

Niepandemiczna nadal jest osłabiona. Wczoraj poszła tylko po dwie rzeczy: żwirek dla kota i chleb, który widział mąkę. Zamiast torby na zakupy na kółkach wzięła ze sobą walizkę na czterech kółkach. Żwirek dla kota waży sporo, łatwiej więc jest przetransportować go w takiej walizce niż w torbie. Pomimo to powrót do domu zajmuje jej dużo czasu, gdyż co jakiś czas przystaje. Rozmowa z przyjaciółką. Przyjaciółka ochrzania ją za to, że zamiast chronić swoje zdrowie i życie i ograniczać wyjścia, włóczy się po wielu miejscach. Niepandemiczna informuje ją, że zarówno Rossmann, w którym kupiła żwirek, jak i sklepik z pieczywem - znajdują się w tym samym pawilonie. Dziś ogranicza się jedynie do zrobienia zakupów na kilka dni w osiedlowym sklepiku w godzinach dla seniorów. Taka opcja faktycznie ma sens. Załadowuje sobie torbę produktami po brzegi. Czuje się wprawdzie jeszcze ciut niepewnie płacąc kartą, choć zauważa, że nauczyła się już rozsądniej gospodarować swoimi zasobami

Ograniczanie wyjść – no cóż… Jak trzeba to trzeba. Byle tylko nie dopuścić do ponownego opadnięcia z sił, ani do złapania jakiegoś świństwa. Byle zadbać o to, żeby umysłowo nie zgnuśnieć. Boli tylko myśl, że z powodu bardzo jeszcze osłabionego organizmu nie pójdzie na groby Rodziców dopóki nie nabierze sił. Ale jest dobrej myśli.

środa, 21 października 2020

Dziś z Niepandemiczną coś nie za bardzo i fizycznie i psychicznie. Budzi się nad ranem i roztrząsa pewne sprawy, które trzeba dokończyć a nie ma na nie siły. Zasypia jeszcze na parę godzin. Budzi się o 9-tej z przeszywającym ją wskroś bólem ręki – tej wykręconej przed laty. Ból ten wznawia w niej potworny żal do osoby, która ją tak urządziła. Radio podaje wiadomość, że rząd postanowił do zajmowania się pacjentami budowanego przy Stadionie Narodowym szpitala polowego brać lekarzy również spoza Unii Europejskiej, ale że sprzeciwia się temu Izba Lekarska. Te poczynania naszych rządzących budzą w Niepandemicznej strach, co z nami będzie. Wizja ponownego przymusowego pozostawania w domu ją przeraża. Następuje rozmowa telefoniczna z przyjaciółką z lat szkolnych. Hania – sama już od dawna rzadko wychodząca z domu – uświadamia jej, że to niekoniecznie jest najgorsze rozwiązanie, że można ten czas wykorzystać na różne sprawy domowe, na rozwinięcie na przykład swoich umiejętności plastycznych, na doskonalenie umysłu, że ćwiczenia ruchowe można również robić w domu na przykład schodząc piętro niżej po schodach i wchodząc. O tym rozwijaniu umiejętności plastycznych, o czytaniu – Niepandemiczna wiedziała już od dawna, i to robiła – z malutką przerwą. Widocznie jednak potrzebowała takiego ustawienia jej do pionu przez prawdziwą przyjaciółkę. Ta rozmowa podniosła ją na duchu.

poniedziałek, 19 października 2020

Raz na górze, raz na dole. Płuco na szczęście już nie boli. Boli natomiast ręka wykręcona wiele lat temu. Niepandemiczna kaszle, ale nie jest to kaszel tak strasznie męczący, i coraz bardziej mokry. Swoje sprawy bytowe i zakupowe pozałatwiała w piątek, dlatego sobotę i niedzielę miała tylko i wyłącznie dla siebie. Wiadomości, jakie nas dopadają – nie są miłe. Szpital polowy powstaje na Stadionie Narodowym. Tak. Jest bardzo potrzebny. Odetnie to jednak Niepandemicznej dostęp do Saskiej Kępy – tak ukochanej, tak wytęsknionej. Nie chce się zarazić przejeżdżając obok tego miejsca, a innej drogi nie ma. Martwi się ponadto o swoich przyjaciół, o starą sąsiadkę, którzy będą tam w oku cyklonu. Haniu, Moniko, Remku, Adasiu, pani Danusiu, Janeczko, Ewciu, panie Mirku – niech Bóg ma Was w swojej opiece. Niepandemiczna pozostaje przez ten czas na swoich Bielanach, które stały się jej małą ojczyzną, ale co jakiś czas spojrzy w Waszą stronę.

Zakupy na następne parę dni zrobione. Niepandemiczna może zatem pozwolić sobie na kolejny reset, który tak bardzo jej pomógł aż do wczoraj.

piątek, 16 października 2020

Warszawa jest już w czerwonej strefie. Do dzisiaj jednak nie wiemy, jakie dokładnie są obostrzenia. Niepandemiczna ma do załatwienia w banku kilkaę pilnych spraw. Trzeba pobrać trochę gotówki żeby mieć w domu parę groszy, i zapłacić za mieszkanie. Potem do piekarenki po chlebuś, co mąkę widział, do mięsnego po mięso, i – jako, że nie ma siły dzisiaj stać przy garach - do restauracyjki Zakątek Azji po papu do zabrania do domu. W trakcie jedzenia musi bowiem przyjąć witaminę. Nie zdąża wyjść z domu tak, żeby jako seniorka załatwić wszystko między 10 a 12. Choróbsko osłabiło ją bardzo i potrzebuje dużo czasu na pełny rozruch. Płuco jest już ok, ale bardzo boli ją wykręcona przed laty w ramach przemocy domowej ręka. Boże, jak ten człowiek urządził ją na resztę życia…

Dziś Niepandemiczna jest bardzo słaba.

 

 

To już 42 lata? Boże, jak ten czas leci. Moje nowojorskie mieszkanie. Z powodu choroby nie idę przez parę dni do pracy. Niedziela. Odwiedza nas moja mama ze znajomą - Hanią. Przyniosła ciasto, mąż podaje kawę. Trwa jeszcze konklawe. Zaczyna się dyskusja na temat kto będzie następnym papieżem. Mówię - „Słuchajcie. A jakby tak był Polak, na przykład Wyszyński?” - Mama odpowiada: - „Nie mów tak, nie ma szansy absolutnie”. Odpowiada na to mój mąż - „Wyszyński faktycznie nie, za stary. Ale Wojtyła miałby szansę”. Mama stwierdza, że oboje majaczymy…

Poniedziałek, 16 października. Oglądam telewizję. Nagle - przerwa w nadawaniu zwykłego programu i - „Special Report”. Połączenie z Watykanem. Dziennikarze już informują, że nowym Papieżem jest ktoś o nazwisku „Łoitila”. Absolutnie nie łapię, o kogo chodzi. Podają, że jest „from Poland”, ale nie jestem pewna czy dobrze słyszę. A jeżeli to nie Poland a Holand? Podają dalej, że to Arcybiskup Krakowa. Aha. Kraków jest w Polsce, no to to skoro Arcybiskup Krakowa to musi być Polak. Dzwonię do Mamy. Nie ma jej w domu, domyślam się więc że jest u znajomej. Dzwonię do Hani. Tak, jest Mama. Podchodzi do telefonu. Mówię, że Polak jest papieżem. - „Co ty znów wymyślasz” - Mama odpowiada. Nie wierzy. Hania włącza telewizję. Oglądamy w ten sposób razem – one dwie o kilka ulic dalej, ja u siebie - ze słuchawkami telefonicznymi przy uszach.

Pada „Habemus Papam” i nazwisko: Karol Wojtyła. Krzyczymy na cały głos: „WOJTYŁAAAA!!!!”

Mama - najszybciej jak może - przybiega do mnie. Padamy sobie bez słów w ramiona. W tym momencie z polskiego kościoła - znajdującego się dosłownie naprzeciwko mojego domu – rozlega się bicie dzwonów.

Po paru minutach zaczyna dzwonić telefon. Raz po raz dzwonią dziennikarze z gratulacjami. Nie znam tych ludzi. Oni po prostu w książce telefonicznej wyszukują polskie nazwiska. Dzwoni ktoś z ONZ prosząc o jakiekolwiek informacje na temat nowego Papieża. Jedyne źródło informacji jakie mam to Encyklopedia PWN, jeszcze PRL-owska. Przywiozłam ją z Polski. Znajduję w niej króciutką informację pod hasłem „Wojtyła”. Dosłownie trzy zdania. Przekazuję tę informację. Dzwonią moi koledzy z pracy – z pobliskiego banku.

Usiłuję dodzwonić się do Polski. Zero szansy, linie przeciążone. Dzwonią do mnie koleżanki, koledzy, profesorowie z mojej uczelni. Dzwonię do mojego ukochanego profesora. Profesor – polski Żyd - mówi płacząc: „Niech Panią Bóg błogosławi za tak piękną wiadomość”.

Po paru dniach wracam do pracy do banku. Zastaję moje okienko pięknie udekorowane wstążkami i girlandą – w kolorach białym i czerwonym. Mój szef – Amerykanin - stawia obok tabliczki z moim nazwiskiem zdjęcie nowego Papieża. Po mniej więcej godzinie musimy je jednak schować. Zbyt dużo osób pyta gdzie można je dostać.