Bolesne
skurcze łapią w nodze z samego rana, dopiero kiedy parę minut
pomoczyłam w bardzo ciepłej wodzie – przeszło. Staram się
jednak żyć normalnie w tym nienormalnym czasie. Pora na śniadanie.
Wczoraj zakwaszone przez siebie mleko z tych, co krowę widziało –
zlałam do gazy, i dzisiaj mam pyszny twarożek. Produktem ubocznym
jest pyszna i zdrowa serwatka, której porcyjkę malutką Duduś
wsunął tak, że echo się niosło po domu, trzęsły się jemu
uszka i jeszcze miseczkę wylizał do czysta.
Czas
wyjść z domu. Jadę najpierw na cmentarz do Mamy. Była ponownie
nawałnica, i znów się boję o ten skraweczek maleńki. Przy
cmentarzu łapią mnie niewielkie wprawdzie ale zawroty głowy.
Zastanawiam się, czy nie wrócić do domu. Ale nie, nie mogę. Muszę
zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. Dochodzę do IV bramy. Przy
stoisku ze zniczami i kwiatami oprócz tradycyjnych i jakże już
moim zdaniem oklepanych wianuszków są zwyczajne polne kwiaty. Mama
tak bardzo polne właśnie lubiła. Te akurat są prześliczne, takie
kolorowe. Kupuję dwa bukiety. Jeden dla Mamy, drugi do domu. Zawroty
głowy nie ustępują. Widzę jednak ludzi, więc czuję się w miarę
bezpieczna. Mam poza tym na wewnętrznej stronie klapy mojej torebki
przyklejoną kartkę ze swoim imieniem i nazwiskiem i numerami
telefonów do mojej rodziny. Ponownie dociera do mnie, że już mnie
dopadają dolegliwości związane z wiekiem, a tyle się jeszcze chce
robić, doświadczyć, zobaczyć, przeżyć. Stawiam Mamie bukiet.
W
drodze powrotnej wstępuję do kafejki. Może kawa mnie trochę
wzmocni. Urocza obsługa. Nie taka zimnogrzeczna, a szalenie miła,
rozluźniona. Kawa rzeczywiście mnie wzmacnia. Robię zdjęcie tej
kafejki, chodzi mi o układ stolików do poćwiczenia ręki w rysunku
kiedy nadejdą długie zimowe wieczory. Siedzący nieopodal pan pyta
czy chcę, żeby on mi zrobił zdjęcie. Ja uprzejmie dziękuję.
Parę jeszcze tylko zamieniamy zdań, że to do rysunku i ew. do
pamiętnika pandemicznego (na stoliku jest tabliczka z napisem
„Zdezynfekowano”). Wychodzę z kafejki. W tramwaju nagle dociera
do mnie, że kiedy rozdawali rozum, ja stałam chyba na samym końcu
kolejki. Panu – wiek 60+ nic nie brakowało. Chyba powinnam zacząć
leczyć głupotę :)
Obowiązek
obywatelski na koniec spełniony. Głos oddany – na Rafała
Trzaskowskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.