Dzień
jakiś taki nie za bardzo. Czy to pogoda taka? Zimno jak diabli. No,
ale wyjść trzeba, nie mogę pozwolić sobie na ponowne opadnięcie
z sił. Dość tego miałam pozwoliwszy się zamknąć w domu.
Popłacenie rachunków też jest dobrym pretekstem do wyjścia, oraz
wykupienie mleka takiego, co krowę widziało. Zapisana jestem na to
mleko na odbiór co tydzień :) Jak za PRLu :) Mój kiciuś dostaje
porcyjkę raz na tydzień i bardzo to lubi, a miseczkę wylizuje do
ostatniej kropelki. Jest pora obiadowa. Mijam restaurację, której
muzyczna nazwa od jakiegoś czasu zapraszała mnie do przestąpienia
ich progu. Wchodzę. Wystrój jak podrzędnej podmiejskiej
restauracyjki z czasów PRLu. Proszę o menu. Ceny przekonują mnie,
że jestem tu dwa razy: pierwszy i ostatni. Dziękuję i wychodzę. W
domu wita mnie Duduś Jak dobrze, że ta kocinka jest.
W
radio wiadomości – w dalszym ciągu o wczorajszym wypadku autobusu
i wykryciu w organizmie kierowcy narkotyków. Skąd oni biorą takich
ludzi i czemu nie prowadzą cyklicznych testów? Przypominam sobie
sobie pewne zdarzenie sprzed kilkunastu lat, kiedy pod kołami
autobusu omal nie zginęła na moich oczach moja matka. Jechałyśmy
razem. Ja byłam po zastrzyku w staw kolanowy, miałam więc
ograniczone możliwości ruchowe. Dojechałyśmy do naszego
przystanku. Mama wysiadła pierwsza żeby pomóc mnie. Kierowca nie
czekając, aż mama wysiądzie zamknął drzwi przytrzaskując jej
rękę i ruszył. Nie reagował na moje głośne krzyki. Innych
pasażerów ogarnęła znieczulica. Uratował mamę pan, który
wysiadł tuż przed nią i zabiegł kierowcy drogę. Wezwałyśmy
taksówkę. Pojechałyśmy na ostry dyżur do Szpitala na Solcu. Mama
nie miała wtedy ubezpieczenia, lekarz odmówił udzielenia pierwszej
pomocy. Polecił tylko maść na obtarcie na ręku. Kupiłyśmy tę
maść, ale doszłyśmy do wniosku, że jeżeli trzeba to zapłacimy.
Wróciłyśmy do szpitala. Lekarz od razu na dzień dobry powiedział
do Mamy „No przecież mówiłem pani, żeby kupiła pani maść...”
Powiedziałyśmy, że chcemy zapłacić. O, to już była zupełnie
inna gadka. Ale najpierw trzeba było do kasy, zapłacić i dopiero
potem udzielono dokładniej zbadano mamie rękę. Sprawę z autobusem
zgłosiłyśmy na policję. Po roku odbyła się rozprawa sądowa.
Kierowca dostał grzywnę w wysokości 150 złotych, rozłożoną na
raty. Tak mi się to przypomniało w związku z dwoma ostatnimi
wypadkami autobusowymi w Warszawie.
Wieczorem
nastrój ciut lepszy. Trochę szydełkuję, kocina wskakuje mi na
kolana, za oknem piękny zachód słońca. Jak to się dzieje, że
widziałam już setki zachodów słońca z tego okna, a nigdy nie ma
dwóch takich samych?
Rok
temu kupiłam lampionik z wmontowanymi już lampkami ledowymi. Lubię
go zapalać. Ale jest jakiś taki ciut nijaki. Mam już „pomysła”
jak go ożywić :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.