Wspomnień czar

sobota, 18 lipca 2020

Mówią, że najskuteczniejszy sposób na rozśmieszenie Pana Boga to przedstawienie mu swoich planów. Przyznaję, że dostarczam mu rozrywek. Dzisiaj też nie było inaczej. Planowałam jechać na warszawską Pragę do Konesera na Ząbkowskiej. Tam jest w każdą sobotę przez cały lipiec targ rzeczy przerabianych. Chciałam zobaczyć, co ludzie robią z czego, jakie mają pomysły, potem spokojnie usiąść z książką przy kawie. No i co? Spece od pogody zaczęli straszyć burzą. Nie jadę zatem. Rozrywki za to dostarcza mi Duduś. Wskakuje na blat kuchni, potrąca pojemnik z wodą, który ląduje w otwartej szufladzie. Katastrofa. Trzeba teraz wyjąć sztućce i wszystko inne barachło jakie tam trzymam jak sitka, siteczka, i różne takie, szufladę umyć, wytrzeć, sztućce umyć, wytrzeć, sitka i siteczka umyć, wytrzeć… Duduś obrywa ścierką po ogonie. Obrażony wielce podąża do swoich apartamentów - do szafy. Ja natomiast oświadczam wszem i wobec – sobie i jemu – że chrzanię dzisiaj wszystko. Dzisiaj dzień dla mnie. Wychodzę tylko po zakupy – po bułeczki poznańskie, które tak lubię, i po coca-colę. Wiem. To niezdrowe. A co tam! Raz na jakiś czas można. Tylko trochę trudno jest mi te zakupy przynieść do domu. Może za bardzo przywykłam do swojego „mercedesa” na dwóch kółkach? Poza tym jest duszno.
Z zaplanowanych czynności zrealizowałam tylko dwie: serek wyłożyłam z gazy do miseczki, jest pyszniutki – bez żadnych dodatków, gładziutki jak pupcia niemowlaka. Serwatkę zlałam do słoika. Pycha i samo zdrowie. Zawekowałam kupione wczoraj jagódki. Stoją teraz słoiczki dupką do góry, żeby się dobrze zamknęły. Zapewniam sobie odrobinę rozpusty w łazience: wio pod prysznic, i szampon na głowę – kupiony bynajmniej nie w żadnej sieciówce hipermarketów, a w body shop, a jakże! I balsam we włosy – na parę godzin. I mam tę pękną świadomość bycia przez parę godzin kobietą luksusową. Należy mi się :) Radio znów podaje informacje, ile osób zachorowało. No cóż… Ja jednak nie poddaję się, ja chcę żyć i żyć normalnie, a nie myśleć o strachu na każdym kroku.
Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że mieszkam w pięknym miejscu. Powiedzą niektórzy, że co może być pięknego w widoku blokowisk aż po horyzont. A jednak… to nie są blokowiska. To są miejsca, w których ludzie mają dach nad głową. Gdzieś tam ktoś gotuje obiad, ktoś inny ogląda telewizję, ktoś wychodzi, ktoś wraca. A nad tymi dachami – niebo przecudowne, i tym piękniejsze, że codziennie inne. Dziś na przykład mieni się odcieniami błękitu, oranżu, żółci, różu. Właściwie to powinnam mieć ustawiony na moim balkonie aparat fotograficzny, który przez cały dzień strzelałby z automatu zdjęcia minuta po minucie. Nie ma piękniejszego miejsca.
Duduś nadal w szafie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane.