Wizyta
w banku. Przez trzy ostatnie miesiące chodziłam do innej jego
filii, bardziej oddalonej. Robiłam to z uwagi właśnie na większą
odległość. Opadłszy bowiem zupełnie z sił przez to narzucane
siedzenie w domu muszę jakoś się zregenerować (mam to chyba po
mojej mamie, która mając do wyboru dwa sklepy – jeden bliżej, a
drugi dalej – szła do tego dalszego). Dziś jednak poszłam do tej
bliższej filii. Podchodzę do kasy by zrobić przelew. Kasjerka pyta
o maseczkę. Odpowiadam jej, że nie założyłam, mówię o
rozporządzeniu. Jej reakcja - „No, jeżeli pani uważa, że pani
jest chora...”. Każdemu innemu bym odparowała za taki zwrot.
Biorę jednak pod uwagę, że ta pani zawsze była do mnie bardzo
miła i na pewno nigdy by mi tak nie powiedziała, gdyby nie była w
stresie. Po raz kolejny ogarnia mnie przerażenie na myśl, co te
pajace już zrobiły z naszym narodem i co jeszcze mogą zrobić.
Czeka mnie jeszcze wizyta w Arkadii. Najpierw jednak wstępuję do
Żabki, kupuję kawę i hot doga. Siadam na pobliskiej ławeczce.
Jakoś tak chce mi się w tej chwili powrócić do tej młodości
szumnej i czasów studenckich w Nowym Jorku, kiedy taką właśnie
byle jaką kawę i hot doga tak się spożywało.
Po
załatwieniu swoich spraw przyziemnych wracam do domu. Włączam
radio. Jedynkę. Lecą wiadomości. Słyszę, że sąd rozpatrzył
trzy wniesione skargi na nieprawidłowości ostatnich wyborów, uznał
je za zasadne, ale za nie mające żadnego wpływu na wynik wyborów.
Po raz kolejny zadaję sobie pytanie w jakim my żyjemy kraju.
No
dobrze. Mniej przyjemne myśli na bok. Niebo dziś nad Bielanami
przepiękne. I sukces, bo udało mi się ustrzelić przelatującego
nad moim domem szybowca. Z aparatu, kochani, z aparatu :)
Szybowiec szybuje w chmurach :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.