Kolejny
dzień z mojego niepandemicznego życia w pandemii. Pan Bozia znów
mi pokazał, co myśli o moich planach. Wybierałam się dzisiaj do
Domu Spotkań z Historią, a on – chodniki zaczął podgrzewać.
Żar z nieba. Na ostatnich nogach dochodzę do przystanku autobusu
116. Zmieniam jednak zdanie. W Domu Spotkań z Historią nie ma
klimatyzacji. Zastanawiam się, czy nie pojechać do przyjaciół na
Saską Kępę. I tu Pan Bozia znów ingeruje zsyłając mi zawrót
głowy taki, że muszę się oprzeć. Do domu mam parę kroków. Po
krótkim odpoczynku ruszam. W domu wstawiam do dzbanuszka zebrane po
drodze kwiaty.
Radiowa
Jedynka znów bombarduje ilością zachorowań, zgonów, ozdrowień,
znów każą odkażać telefony, nie kłaść ich na stole, a na
dodatek zapowiadają rozmowę z Naczelnym Pajacem. Przełączam
stacje na RFM Classic. Nastawię z powrotem Jedynkę na czas nocnej
audycji Kazimierza Kowalskiego.
Dzisiejszy
obiad – skromny, prosty a pożywny: kluchy, schaboszczak i
serwatka. Schaboszczak zamarynowany wczoraj w szczypcie soli i w
ziołach prowansalskich pokrojony dziś na kawałki, obsmażony, do
tego dodane ugotowane kluchy, jajko i wszystko razem dosmażone.
Otwieram słoiczek zakiszonej przez siebie parę tygodni temu
boćwiny. Pierwszy raz kisiłam boćwinę. Nie chwaląc się –
wyszła znakomicie.
Zabieram
się za dalszy etap mojego rysunku z kwiatami w dzbanuszku. Jeszcze
daleko do końca. Wieczór zapada piękny. Duduś znów obrażony. Że
wczoraj – to rozumiem, bo dostał ścierką po ogonie. Ale za co
dzisiaj?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.