Dziś
ponownie ciut pandemicznie. Ale to później i nie jest to tematem
mojego wpisu.
Planowałam
od dwóch tygodni wyjście dziś do klubokawiarni na wieczór z
muzyką. Dojeżdżam według informacji ZTM. Wysiadam na wskazanym
przystanku. Zupełnie nie wiem, w którym kierunku iść, a zanim
moja komórka odbierze internet, to dzień przeminie. Pytam więc
przypadkowego przechodnia. Wyciąga swoją komórkę. Wynika stąd,
że mam spory kawał do dojścia. Rezygnuję w takim razie, gdyż nie
mam ochoty ryzykować wracając wieczorem po opustoszałej nieznanej
sobie ulicy. Wsiadam do tramwaju i kieruję się do tyłu do
siedzenia, w pobliżu którego nie ma innych pasażerów, a zatem
zachowany będzie dystans. Nawiasem mówiąc tu, gdzie w danej chwili
stoję – pasażerowie dystans mają głęboko w poważaniu. Muszę
ich minąć, żeby dojść na upatrzone miejsce. Słyszę od
siedzącej kobiety – maska na ustach, nos odkryty - „Pani zapłaci
30 tysięcy”. Odpowiadam, że nie zapłacę ani grosza, wyciągam z
torby rozporządzenie z odpowiednim ustępem zaznaczonym na czerwono.
Kobieta mówi „Niech pani nie chucha”. Stoję w przepisowej od
niej odległości. Mam ochotę zapytać czy wolno mi oddychać, ale
wolę przemilczeć. Nawiasem mówiąc przyłbica też nie jest
powinnam nosić, gdyż rozregulowuje jednak wzrok, a biorąc pod
uwagę, że mam sztuczną soczewkę po zabiegu – jest dla mnie
bardzo niewskazana. Siadam na upatrzonym miejscu. Zdenerwowanie
jednak mnie nie opuszcza. Tramwaj zatrzymuje się na Placu
Konstytucji. O, znana mi okolica, a wieki tu nie byłam. Wysiadam.
Idę spacerkiem ulicą Marszałkowską. Mijam adres Pl. Konstytucji
6. Na budynku tablica. Czytam: „W tym miejscu stał dom, w którym
mieszkał Lucjan Szenwald – żołnierz i kronikarz I Dywizji im.
Tadeusza Kościuszki. Zginął w walce o Polskę w r. 1944.”
Szkoda, że nie piszą – gdzie. Idę dalej. Mijam Teatr Polonia.
Jak to dobrze, że teatry – pod obostrzeniami wprawdzie, ale już
jednak działają. Dalej natrafiam kamienicę z ciekawą bramą.
Widzę również podwórko. Na bramie kamienicy wisi informacja, że
w podwórku wisi obraz Chrystusa Miłosiernego namalowany podczas
bombardowania 11 września 1944 przez Pereca Willenberga – artysty
plastyka specjalizującego się w malowaniu fresków synagogalnych,
który ukrywał się w tym budynku podczas Powstania Warszawskiego.
Zaciekawiona wchodzę chcąc zobaczyć ten obraz. Część podwórka
ogrodzona blachą. Obrazu nie widzę. Pytam o niego wchodzącą
kobietę. Odpowiada, że jest ale za ogrodzeniem, i że taki stan już
trwa dwa lata i nic tu nie jest robione. Ciśnie się na usta parę
słów. Co robić, ruszam dalej. Mijam witrynę Galerii Książki.
Zatrzymuję się chwilkę. Widzę otwarty egzemplarz a w nim ciekawe
cytaty. Mijam parę ciekawych budynków. Znam je już dobrze, ale za
każdym razem odkrywam je na nowo. Posilam się w przytulnej
kawiarence. Nikt mnie nie pyta o maseczkę. Najwyraźniej pracownicy
są dobrze zaznajomieni z rozporządzeniami.
Staram
się – nawet jak mi jakiś plan nie wypali – zastąpić go czymś
innym. Ten spacer był takim właśnie zastępstwem. A po nim jakże
cudownie jest znaleźć się pod swoim dachem, słyszeć głośne
wymówki kociny, otworzyć drzwi na balkon i wdychać zapach maciejki
:) A część zrobionych fotek wykorzystam do malowania kiedy już
nadejdą długie zimowe wieczory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.