Wspomnień czar

czwartek, 2 lipca 2020

Spokojny wieczór w moim raju. Ten widok brateczków i kolorowych lampek solarnych na tle ciemnego nieba i zachodzącego słońca… Ten zapach maciejki i ta cudna kojąca muzyka… I jest tak dobrze choć tak bardzo smutno…
Pożegnałam dziś na cmentarzu w Wilanowie kogoś, z kim wzrastaliśmy na tej samej ulicy – Rzymskiej, którą moja Matka swego czasu wybrała na spokojną przystań dla siebie i dla mnie… moje okna zaglądały w okna jego domu. Zobaczyłam, jak cała nasza ulica towarzyszyła Arturowi w ostatniej drodze. I dziś właśnie przyszła ta świadomość, że przez nie do końca przemyślaną decyzję ja – na ulicy, na której się wychowałam – jestem już tylko gościem. I dziś też jest taki dzień, w którym ja na kolanach dziękuję Bogu za to, że jestem od przyjaciół i rodziny oddalona zaledwie o jazdę tramwajem.
Po pogrzebie idę do pobliskiego McDonalda. Młoda pracownica stojąca przy wejściu pyta mnie o maseczkę. Odpowiadam jej, że nie mam bo nie muszę nosić w związku z problemami z oddychaniem (mam je naprawdę i – nawiasem mówiąc – nie wiem, czy nie nabawiłam się ich posłusznie nosząc maseczkę i nie wychodząc z domu). Pani rozumie. Ale swoją drogą to jest upokarzające tak musieć się tłumaczyć, chociaż ja wiem, że pani wypełnia swoje obowiązki. I tak się zastanawiam, kiedy wreszcie znikną z naszego krajobrazu te plakaty, te kartki w witrynach informujące ile osób ma prawo przebywać w danym sklepie, w tramwaju czy autobusie, to ubezwłasnowolnianie nas.
Dobrze, że jest to moje malutkie miejsce na ziemi, ten balkon, przyjaciele, rodzina, i ten mój kiciuś :). Artur. Pewnie spotkasz moją Mamę. Uściskaj Ją, powiedz Jej, że… ech, na pewno wiesz, co Jej powiedzieć. A ja idę na balkon może poczytać, może po prostu posiedzieć, nacieszyć oczy i serce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane.