Wspomnień czar

poniedziałek, 19 października 2020

Raz na górze, raz na dole. Płuco na szczęście już nie boli. Boli natomiast ręka wykręcona wiele lat temu. Niepandemiczna kaszle, ale nie jest to kaszel tak strasznie męczący, i coraz bardziej mokry. Swoje sprawy bytowe i zakupowe pozałatwiała w piątek, dlatego sobotę i niedzielę miała tylko i wyłącznie dla siebie. Wiadomości, jakie nas dopadają – nie są miłe. Szpital polowy powstaje na Stadionie Narodowym. Tak. Jest bardzo potrzebny. Odetnie to jednak Niepandemicznej dostęp do Saskiej Kępy – tak ukochanej, tak wytęsknionej. Nie chce się zarazić przejeżdżając obok tego miejsca, a innej drogi nie ma. Martwi się ponadto o swoich przyjaciół, o starą sąsiadkę, którzy będą tam w oku cyklonu. Haniu, Moniko, Remku, Adasiu, pani Danusiu, Janeczko, Ewciu, panie Mirku – niech Bóg ma Was w swojej opiece. Niepandemiczna pozostaje przez ten czas na swoich Bielanach, które stały się jej małą ojczyzną, ale co jakiś czas spojrzy w Waszą stronę.

Zakupy na następne parę dni zrobione. Niepandemiczna może zatem pozwolić sobie na kolejny reset, który tak bardzo jej pomógł aż do wczoraj.

piątek, 16 października 2020

Warszawa jest już w czerwonej strefie. Do dzisiaj jednak nie wiemy, jakie dokładnie są obostrzenia. Niepandemiczna ma do załatwienia w banku kilkaę pilnych spraw. Trzeba pobrać trochę gotówki żeby mieć w domu parę groszy, i zapłacić za mieszkanie. Potem do piekarenki po chlebuś, co mąkę widział, do mięsnego po mięso, i – jako, że nie ma siły dzisiaj stać przy garach - do restauracyjki Zakątek Azji po papu do zabrania do domu. W trakcie jedzenia musi bowiem przyjąć witaminę. Nie zdąża wyjść z domu tak, żeby jako seniorka załatwić wszystko między 10 a 12. Choróbsko osłabiło ją bardzo i potrzebuje dużo czasu na pełny rozruch. Płuco jest już ok, ale bardzo boli ją wykręcona przed laty w ramach przemocy domowej ręka. Boże, jak ten człowiek urządził ją na resztę życia…

Dziś Niepandemiczna jest bardzo słaba.

 

 

To już 42 lata? Boże, jak ten czas leci. Moje nowojorskie mieszkanie. Z powodu choroby nie idę przez parę dni do pracy. Niedziela. Odwiedza nas moja mama ze znajomą - Hanią. Przyniosła ciasto, mąż podaje kawę. Trwa jeszcze konklawe. Zaczyna się dyskusja na temat kto będzie następnym papieżem. Mówię - „Słuchajcie. A jakby tak był Polak, na przykład Wyszyński?” - Mama odpowiada: - „Nie mów tak, nie ma szansy absolutnie”. Odpowiada na to mój mąż - „Wyszyński faktycznie nie, za stary. Ale Wojtyła miałby szansę”. Mama stwierdza, że oboje majaczymy…

Poniedziałek, 16 października. Oglądam telewizję. Nagle - przerwa w nadawaniu zwykłego programu i - „Special Report”. Połączenie z Watykanem. Dziennikarze już informują, że nowym Papieżem jest ktoś o nazwisku „Łoitila”. Absolutnie nie łapię, o kogo chodzi. Podają, że jest „from Poland”, ale nie jestem pewna czy dobrze słyszę. A jeżeli to nie Poland a Holand? Podają dalej, że to Arcybiskup Krakowa. Aha. Kraków jest w Polsce, no to to skoro Arcybiskup Krakowa to musi być Polak. Dzwonię do Mamy. Nie ma jej w domu, domyślam się więc że jest u znajomej. Dzwonię do Hani. Tak, jest Mama. Podchodzi do telefonu. Mówię, że Polak jest papieżem. - „Co ty znów wymyślasz” - Mama odpowiada. Nie wierzy. Hania włącza telewizję. Oglądamy w ten sposób razem – one dwie o kilka ulic dalej, ja u siebie - ze słuchawkami telefonicznymi przy uszach.

Pada „Habemus Papam” i nazwisko: Karol Wojtyła. Krzyczymy na cały głos: „WOJTYŁAAAA!!!!”

Mama - najszybciej jak może - przybiega do mnie. Padamy sobie bez słów w ramiona. W tym momencie z polskiego kościoła - znajdującego się dosłownie naprzeciwko mojego domu – rozlega się bicie dzwonów.

Po paru minutach zaczyna dzwonić telefon. Raz po raz dzwonią dziennikarze z gratulacjami. Nie znam tych ludzi. Oni po prostu w książce telefonicznej wyszukują polskie nazwiska. Dzwoni ktoś z ONZ prosząc o jakiekolwiek informacje na temat nowego Papieża. Jedyne źródło informacji jakie mam to Encyklopedia PWN, jeszcze PRL-owska. Przywiozłam ją z Polski. Znajduję w niej króciutką informację pod hasłem „Wojtyła”. Dosłownie trzy zdania. Przekazuję tę informację. Dzwonią moi koledzy z pracy – z pobliskiego banku.

Usiłuję dodzwonić się do Polski. Zero szansy, linie przeciążone. Dzwonią do mnie koleżanki, koledzy, profesorowie z mojej uczelni. Dzwonię do mojego ukochanego profesora. Profesor – polski Żyd - mówi płacząc: „Niech Panią Bóg błogosławi za tak piękną wiadomość”.

Po paru dniach wracam do pracy do banku. Zastaję moje okienko pięknie udekorowane wstążkami i girlandą – w kolorach białym i czerwonym. Mój szef – Amerykanin - stawia obok tabliczki z moim nazwiskiem zdjęcie nowego Papieża. Po mniej więcej godzinie musimy je jednak schować. Zbyt dużo osób pyta gdzie można je dostać.


czwartek, 15 października 2020

 

Oddzwania dzisiaj pani doktór w ramach teleporady. Zaleca zażywanie suplementu diety zawierającego witaminę D, C, selen, cynk. Niepandemiczna od razu pędzi do pobliskiej apteki. Wskazane również są spacery, oczywiście w granicach rozsądku. Tak się pięknie składa, że Niepandemiczna praktycznie mieszka w parku. Bóg wiedział co robi dając jej to miejsce na port docelowy. Niepokój ją tylko ogarnia na myśl, że służby porządkowe mogą ponownie zacząć nadużywać swoich uprawnień. Niepandemiczna broni się jak tylko może różnymi sposobami. Uspokajają ją robótki na szydełku, kontakty z przyjaciółmi i z rodziną – telefoniczne lub przez facebook, kiciuś robi jej teraz za lekarza i psychologa. Rozsądek kłócąc się z sercem podpowiada jej wstrzymanie się od odwiedzin u Rodziców dopóki całkowicie nie wydobrzeje. Niech zatem na razie wystarczy świeczka zapalona przed Ich zdjęciami.  

W pokoiku cichutko gra radyjko. Tu korony nie ma. 

A jesień, pomimo że deszczowa – jest u nas taka piękna.

 






 

wtorek, 13 października 2020

Niepandemiczna dziś budzi się o 05 rano. Za oknem ciemno. Ogarnia ją jakiś niepokój. Zaczyna roztrząsać w myślach swoje sprawy finansowe. Tak bardzo nie lubi posługiwać się kartą w sklepach. Trzeba zadzwonić do banku sprawdzić stan konta i do administracji, bo była jakaś nadpłata, a Niepandemiczna gdzieś wsadziła to pismo. Taka po prostu gonitwa myśli, niepotrzebna zupełnie. Po prostu czasem się zapomina, że przykre sprawy finansowe to już przeszłość. Stan konta w porządku. Niepandemiczna zamierza iść do banku uiścić opłatę za mieszkanie i wziąć trochę gotówki. Rezygnuje jednak z tego, bo widzi, jak mocno pochylają się wierzchołki drzew. Trudno, będzie opóźnienie, ale zdrowie jest ważniejsze. Wychodzi tylko do osiedlowego sklepiku, idąc jednak przede wszystkim na mały piętnastominutowy spacer wokół domu wśród drzew. Te jesienne kolory są tak cudne pomimo pochmurnego dnia.

Niepandemicznej stopniowo wracają siły. Powoli, i są słabsze dni, ale wracają. Tak chce się żyć. Panicznie tylko się boi, żeby jej nie zmusili do testów ani do szczepienia na corona. Nie chce po prostu być traktowana jako poddana.

Niepandemiczna z każdym dniem czuje się lepiej, choć jeszcze kaszle i jeszcze jest słaba. Nabiera jednak sił. Prosi tylko Boga, żeby nie pozwolił jej przeżywać po raz drugi tego, co przeżyła dwa tygodnie temu. Chroni się przed tym rękami i nogami. Kaszel już bardzo flegmisty. Niepandemiczna pPali świeczkę Rodzicom w podzięce za opiekę nawet spoza grobu. Na ich groby jeszcze nie idzie, bo jeszcze jest słaba. Nie wykluczone, że na Wszystkich Świętych cmentarze będą zamknięte. Możliwe jest również, że i na Boże Narodzenie będziemy pozamykani w domach. Podobno ma być przeprowadzane więcej testów. Niepandemiczna boi się, żeby nie zaczęto nas zmuszać do poddania się im. Stara się jednak ze wszystkich sił nie poddawać się strachowi. Dzierga już drugą czapeczkę. Koleżanka sobie wybierze, którą będzie chciała.

Geranium anginka jednak bardzo ucierpiała podczas upadku latem. Nie marnieje, ale również się nie rozwija. Niepandemiczna zatem ogałaca ją bidulkę dzisiaj ze wszystkich możliwych odszczepek i wsadza je do doniczek. Listki pordzewiałe, które się do niczego już nie nadadzą – wsadza w papierowy wazonik z tulejki po kordonku i stawia przy łóżku. Niech robią za lekarstwo.

Duduś nadal – skoro tylko Niepandmiczna położy się spać – leczy i pielęgnuje całym swoim ciałkiem.

niedziela, 11 października 2020

Wczoraj Niepandemiczna nie do życia. Przerażają ją wiadomości z radia: ponad 5000 zachorowań. Na dodatek słyszy, że lekarz rodzinny na podstawie teleporady już może skierować pacjenta na testy. Mało tego: jeżeli zabraknie w szpitalu miejsc, ciężej chorego będzie się zawozić do innych miast. Niepandemiczna wypuszcza się na spacer trochę złapać tlenu w te zmęczone płuca. Jesień tak cudnie barwi na złoto drzewa i ścielące się pod nimi dywany. Na twarz zakłada półprzyłbicę i dalej przed siebie. Tak trzeba od wczoraj – zakrywać nos i usta, bo inaczej kara. Zwolnieni od tego są jedynie osoby, które z powodu zdrowia nie mogą zakrywać twarzy, ale muszą mieć albo zaświadczenie od lekarza rodzinnego, albo inny stosowny dokument. Pytanie teraz tylko – jaki to ten stosowny dokument ma być? Czy policjant legitymujący delikwenta zna się na tyle na medycynie, żeby wiedzieć, skąd się biorą zawroty głowy, co to jest arytmia serca, bądź skrzywiona przegrodę nosa? Dlaczego rządzący – nie tylko naszym krajem – od razu nie zamknęli wszystkich granic, skoro tylko po raz pierwszy padło słowo „pandemia”? Bo co, bo handelek?

Niepandemiczna bardzo chce żyć. Syrop na przeziębienia i podobno na wsio inne barachło – już gotowy. Słoiczki już stoją pupką do góry, a dom pachnie miodem, goździkami, imbirem. I zaraz Niepandemiczna wyrusza na spacer na swoją ulubioną ulicę Płatniczą, która tak jej przypomina jej ukochaną ulicę Rzymską. A teraz pora na choćby parę ściegów czapki. Dłubanie szydełkiem ją uspokaja. Pity małymi łyczkami syrop pomaga, na płucach o wiele lżej. Muzyka nadawana przez stację RMF Classic Warszawa jest taka kojąca. Za oknem zapada zmrok, w oddali zapalają się światła mieszkań. Duduś znów okupuje moją kanapę. Skoro tylko położę się, legnie na mnie całym swoim ciężarem. Kochany kocina.