Wspomnień czar

niedziela, 31 maja 2020

Z wizyty u przyjaciółki nici. Zapowiadają burze. Nigdzie zatem nie jadę. Muszę doładować swoją kartę telefoniczną, idę zatem do Żabki. Przy okazji mam spacer. Powietrze pachnie tak pięknie. Ponownie obieram dłuższą drogę powrotu. No dobrze, przyznam się. Na tej dłuższej trasie są dwie cukiernie. Kupuję sobie na wynos kawałek tortu marchewkowego. Ulica jest obsadzona najróżniejszymi krzewami. Podchodzę do jednego z nich. Dostrzegam czerwony punkcik. O Mateńko, to boża krówka. O, jest i druga. Boże, jak ja dawno nie widziałam bożej krówki. "Boża krówko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba". Idę dalej. Mijam ogrodzenie z banerami firmy budowlanej. No tak. Już jakiś developer sięgną po ten teren. Rzadko tędy chodzę, nie wiem zatem co tu było, czy jakiś skwerek, czy stary budynek... tak czy inaczej - coś zniknęło. Idę dalej. Uderza mnie piękny zapach. Boże, toż to jaśmin. Obdarowuje swoją wonią na odległość kilku metrów. Chce się wziąć parę gałązek. Nie robię tego jednak. Niech każdy przechodzący weźmie jedną malutką gałązeczkę - co z niego zostanie?
Po powrocie do domu pałaszuję przyniesiony z cukierni kawałek ortu. Planuję jeszcze poczytać. Niestety, zmęczenie bierze górę.




piątek, 29 maja 2020


Po otrzymaniu wczoraj wiadomości tu na fejsie, że w szpitalu, którego dwóch poradni jestem pacjentką wykryto ognisko koronawirusa dziś dzwonię do szpitala. W poradni neurologicznej dowiaduję się, że cały czas coś jest wykrywane. Poradnia ta jednak znajduje się w oddzielnym skrzydle, do którego nie ma wejścia bezpośrednio ze szpitala a można wejść tylko oddzielnym wejściem z zewnątrz, zatem jest bezpiecznie i mogę śmiało na umówioną wizytę przyjść. Tak więc moja wizyta jest aktualna. Dzwonię potem do poradni laryngologicznej należącej również do tego szpitala. Tu mam wyznaczoną na 8 czerwca teleporadę. Spokojnie. Byłam już tu parę miesięcy temu, lekarz skierował mnie na badania neurologiczne. Zatem ta teleporada będzie dotyczyła tylko wyników mojego badania u neurologa. W razie potrzeby lekarz wyznaczy mi wizytę osobistą.
Nie poddaję się tym niezbyt ciekawym wiadomościom. Wychodzę na balkon zobaczyć, jak się ma moja mięta po przeniesieniu jej w inne miejsce. Ma się doskonale. Ale z dwóch szczepek geranium mam już tylko jedną. Jest silny wiatr, zatem pewnie jedną wywiało. Tę, która pozostała przenoszę w bezpieczniejsze miejsce.
Posiliwszy się skromnym obiadkiem wyruszam z domu. Pogoda jest tak piękna choć wietrzna. Ruszam w kierunku RODOS na Bemowie (Rodzinne Ogrody Działkowe Ogrodzone Siatką :) ). Mój Boże, ile tu poziomek, ile krzaków malin. Nic, tylko od czerwca przychodzić z koszykiem albo wiaderkiem. Jakie piękne polne kwiaty! Chce się narwać bukiet, ale nie robię tego. Przecież one też czują, w wazonie na pewno w jakiś sposób będą tęskniły do swojego środowiska. Pozostawiam je więc tam, gdzie rosną. Tam im jest najlepiej.
Idę dalej. Kieruję się ku Lotnisku Bemowo. Chcę popatrzeć na kołyszące się w powietrzu szybowce. Mijam niewielki nasyp. Obok niego stoi brzozowy krzyż. Czytam napis na przybitej do niego tabliczce informujący, że 6 czerwca 1940 roku na terenie Szwedzkich Gór oddział SS rozstrzelał 96 Polaków. Dowiaduję się od przypadkowego przechodnia, że ten nasyp jest właśnie pozostałością „Szwedzkich Górach” - ziemnych umocnieniach z czasów wojen polsko-szwedzkich. W tym właśnie miejscu, gdzie teraz jest Lotnisko Bemowo – miała miejsce ta straszna egzekucja. Idę dalej ku płycie lotniska. Niestety, nie ma ani jednego szybowca. No tak, zapomniałam, że nie latają kiedy wieje wiatr.
Wracając do domu posilam się w lokalnej maleńkiej kafejce pyszną lemoniadą i eklereczką. Wiem. ciacho tuczy. Dbam o to, żeby cukiernicy nie stracili pracy. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że osiągnęłam już stan, o którym marzyłam od dawna, w którym nic już nie chcę zmieniać. Mam swoje miejsce na ziemi, mam blisko przyjaciół, mam kochającą i kochaną rodzinę, otaczają mnie ludzie życzliwi – zwłaszcza teraz. Tak bardzo chce się żyć.










czwartek, 28 maja 2020

Dowiaduję się, że w szpitalu - w którego poradni mam umówioną wizytę - wykryto ognisko koronawirusa. Staram się nie panikować. To nic dobrego nie da. Dzwonię do szpitala. Chcę się dowiedzieć, czy to jest prawda, czy jakiś fake-news. Nikt nie odpowiada. No tak, jest już 20-ta. Dzwonię do NFZ i do Sanepidu. Sanepid potwierdza. Informuje mnie, żeby się nie bać, że to może nie dotyczyć poradni, która jest w oddzielnym skrzydle i ma oddzielne wejście. W przeciwnym razie poradnia zadzwoni do mnie proponując mi albo wyznaczenie mi wizyty w innym szpitalu albo inny termin. Mogę ewentualnie sama zadzwonić do poradni z prośbą o informacje. I tak zrobię. Moja rozmówczyni nadmienia mi również, że porady pojawiające się w regularnych odstępach czasu w mediach są bardzo przesadzone i nie należy się do nich ślepo stosować. Maseczki mogą zrobić więcej szkody niż pomóc. Mówię jej, że przestałam nosić maseczkę z uwagi na problem z oddychaniem, że wychodzę na zewnątrz, bo dwutygodniowe siedzenie w domu za wyjątkiem wyjść po zakupy spowodowało u mnie prawie całkowite opadnięcie z sił. Rozmawiała ze mną osoba, a nie urzędas. Nie spanikuję. Najważniejszy w tej chwili jest dla mnie zdrowy rozsądek i spokój.
W moim mini-raju następuje mała reorganizacja. Mięta w doniczce źle się czuje w miejscu, w którym ją postawiłam. Przenoszę ją więc w inny zakątek balkonu. Może tam będzie jej lepiej. Melisa jest mniej wrażliwa. Brateczki jeszcze mi kwitną. Są momenty, w których ciut padają, ale wystarczy dobrze je podlać i urządzić im natrysk z buzi - silny i obfity - ponownie podnoszą główeczki. Posilam się prostym posiłkiem. Tu nie ma koronawirusa. Gaszę radio. Włączam komputer. Po chwili płynie z niego muzyka z baletu "Szeherezada" Rimskiego - Korsakowa. Sięgam ponownie po Olgę Tokarczuk i jej "Prawiek". Jakże dobrze się czyta przy tak pięknej muzyce. Nie można tej książki czytać szybko. Nią trzeba się delektować, trzeba ją wchłaniać bardzo powoli. Ja zresztą nie lubię szybko połykać książek, bo to oznacza szybsze rozstanie się z nimi.

środa, 27 maja 2020

Radio nadaje konferencję prasową premiera. Poluzowują obostrzenia, może więc ten koronowany włóczykij w końcu odejdzie w siną dal. Dzwonię do Szpitala Dzieciątka Jezus, gdzie w poradni mam umówioną przed paroma miesiącami wizytę u neurologa na 3 czerwca. Chcę się upewnić, czy w obecnej sytuacji wizyta jest aktualna. Tak, jest aktualna. Uspokojona idę załatwiać swoje sprawy bytowe. Pod budynkiem poczty jest kolejka. Spokojnie, nie spieszy mi się. Odebrawszy przesyłkę funduję sobie pizzę hawajską w pobliskiej pizzerii. Spożywam ją przy stoliku na powietrzu. Zbyt długo na własne żądanie pozbawiałam się sił przez siedzenie w domu. Czekając na podanie mi zamówionego dania czytam dalej Olgę Tokarczuk. Kierując się ku domowi wstępuję do naszej lokalnej kwiaciarenki, w której przed Wielkanocąi kupiłam brateczki na mój balkon i gałązki wierzby mandżurskiej. Zasięgam informacji czy robi wiązanki, niestety na ostatnie pożegnanie. Zamówię u niego. W kościołach od następnej niedzieli nie ma już obostrzeń co do liczby wiernych, a w zgromadzeniach może brać udział do 150 osób. Trzeba wspierać lokalnych przedsiębiorców. Przynależność do społeczności jednak zobowiązuje.
Ruszam dalej. Zmieniam trasę drogi powrotnej na o wiele dłuższą. Mam w ten sposób piękny spacer. Mijam księgarnię Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Jest otwarta. Wstępuję tylko na chwilkę. Nie mam zamiaru nic kupować. Raduje moje serce widok matek chodzących ze swoimi dziećmi między półkami z literaturą dziecięcą.
Widzę na półce w dziale "literatura polska" książkę „Quo Vadis”. Wydanie w pięknej skóropodobnej oprawie ze złoconymi literami. Cena wyprzedażowa jest 39 złotych. Zaglądam do portfela, sprawdzam czy mam mam wystarczającą sumę. Mam. MOJA CI JEST! I tak oto mogę po raz kolejny powiedzieć, że więcej książek kupować nie będę, ale mniej też nie. I chyba tak już będę miała do końca mich dni. Problem tylko tkwi w tym, że książki na półkach mam już poustawiane według kategorii. Czy czeka mnie następne wykładanie wszystkich na podłogę?

wtorek, 26 maja 2020

Dziś Twój dzień Mateńko. Prawda, spędzony trochę inaczej. Tak musiałam. Musiałam się skonsultować telefonicznie z moją panią doktór. Innego sposobu konsultacji obecnie nie ma. Koronawirus jeszcze siedzi bardzo mocno nie tylko w Polsce, ale i w kraju, który stał się dla Ciebie Mateńko i dla mnie drugą ojczyzną. Wizyta w przychodni w dalszym ciągu jest niemożliwa. Rozmawiałam przed chwilą z koleżankami z Lodi. U nich jest tak samo. W każdym razie dostałam Mateńko receptę i skierowanie do specjalisty. Receptę wykupiłam.
Zadzwoniła do mnie Monika, ze smutną wiadomością. Odszedł dziś Artur. Wyjdź mu Mateńko na spotkanie, przecież to nasz sąsiad z Rzymskiej. A do Ciebie, kochana, przyjdę. Ty wiesz zresztą, że jesteś codziennie w moich myślach. Tęsknię za Tobą cały czas tak samo.





poniedziałek, 25 maja 2020

Kwiatki na balkonie mają się doskonale. Moja wierzba mandżurska ma już duże listki, wypuszcza nowe. Drugą miałam już wyrzucić, a tu ona psikusa mi zrobiła i ozdrowiała. Jak pięknie ten świat jest urządzony, że za odrobinę troski roślina, która przecież nie myśli – tak pięknie się odwdzięcza. Trudno mi będzie się z nią rozstać, ale cóż. W malutkim mieszkanku jej nie utrzymam. Pójdzie do kogoś, kto ma ogród. Dookoła domu kwitną drzewa i krzewy. Czosnek ozdobny na grządkach pachnie tak delikatnie a tak pięknie. Ludzie wyszli na ławeczki. Wszystko wraca do normy. 
 
Kwiatki na balkonie mają się doskonale. Moja wierzba mandżurska ma już duże listki, wypuszcza nowe. Drugą miałam już wyrzucić, a tu ona psikusa mi zrobiła i ozdrowiała. Jak pięknie ten świat jest urządzony, że za odrobinę troski roślina, która przecież nie myśli – tak pięknie się odwdzięcza. Trudno mi będzie się z nią rozstać, ale cóż. W malutkim mieszkanku jej nie utrzymam. Pójdzie do kogoś, kto ma ogród. Dookoła domu kwitną drzewa i krzewy. Czosnek ozdobny na grządkach pachnie tak delikatnie a tak pięknie. Ludzie wyszli na ławeczki. Wszystko wraca do normy.