Wspomnień czar

środa, 20 maja 2020

Dzień niby zwyczajny, a jednak... w każdym zwyczajnym dniu zdarza się coś nowego. Z radia cały czas nas bombardują koronawirusem. Podobno wychodzimy na prostą, podobno jest lepiej. Na Śląsku ilość zachorowań wzrasta, nowe ogniska tego świństwa w Wielkopolsce. No ale żyć trzeba. Powiem inaczej: Ja chcę żyć. Dziś zatem załatwianie spraw przyziemnych. Butki zawiezione do szewca. Mój - zamknięty z wiadomego powodu, polecono mi więc innego. Jadę. Wprawdzie to 20 minut jazdy autobusem, ale ponieważ w tym zakątku jeszcze nie byłam, traktuję to jako wycieczkę krajoznawczą. Z okien autobusu widzę mijaną po drodze lodziarnię z fajnymi wiszącymi fotelami. Hmmm. Trzeba to wybadać. I lody, i fotele. Dojeżdżam na miejsce. Okolica bardzo miła. Szewc - na antresoli. Nic to. Dobra okazja do poćwiczenia kolan. Sam właściciel zakładu - uroczy, roześmiany, kontaktowy. Niedrogi. Butki będę miała na jutro. Naprzeciwko jest restauracja "Kuchnia Autorska". Hmmm, nazwa ciekawa. Wstępuję. Dań na razie mają niewiele, ale co tam. Proponują mi pierś z kurczaka z frytkami i surówką. Zamawiam. Siadam na zewnątrz przy niewielkim okrągłym stoliku. Mogę śmiało powiedzieć, że siedziałam przy okrągłym stole. Podają mi moje danie. Pycha. Mięso mięciusieńkie, rozpływa się w ustach. Frytki - widać i czuć, że ziemniaki widziały. Surówka doskonała. Po drodze do domu kupuję konwalijki. Jeden bukiecik kosztuje dwa złote. Kupuję trzy. W domu wita kiciuś - oczywiście z pretensjami. Przekupuję go chrupkami.
W radio zapowiadają przymrozki. Zabieram ponownie moje roślinki z balkonu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane.