Powietrze
tak pięknie dzisiaj pachnie kwieciem wszelakim. Ten zapach bzu i
czegoś tam jeszcze - nieokreślonego – sięga aż mojego szóstego
piętra. No, trudno, żeby tak nie było, skoro tu drzew i krzewów
tyle. Nadchodzi w końcu deszcz - tak bardzo potrzebny. Wystawiam na
balkon kwiatek, o którym zapomniałam, i który zaczął marnieć.
Tego widocznie było mu potrzeba. Podniósł się bidulek.
Dzień
wczorajszy i dzisiejszy upływa mi na przeorganizowaniu mojej
biblioteczki. Mam ja tych książek trochę, i już zaczęłam się
gubić w tytułach. Układam je więc kategoriami: beletrystyka,
poezja, literatura faktu, albumy. Jest co robić, tym bardziej, że
mi tytułów wciąż przybywa. Jest ta praca dla mnie równie źródłem
wielkich wzruszeń. Natrafiam na książki, o których już zdążyłam
zapomnieć, że je mam. Perełką wśród nich jest tomik wierszy
Jerzego Jurandota "Moja TFUrczość" wydany przez
wydawnictwo "Iskry" w roku 1966. Szkoda, że dziś rzadko
mówi się o nim, a jeżeli już - to tylko o jego twórczości
kabaretowej. A przecież on pisał i wiersze - i te satyryczne, i te
patriotyczne, piękne a nawet i wstrząsające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.