Koronowany
włóczykij jednak daje mi się we znaki. Jestem wprawdzie podobno
silna, ale jednak bywają dni, w których jest mi bardzo trudno.
Bronię się przed złymi nastrojami jak tylko mogę. Siedzenie w
domu jednak jest wbrew naturze, mojej na pewno. Stąd właśnie to
moje przebywanie na balkonie, tworzenie sobie małego intymnego
świata.
Takie
odosobnienie na dłuższy czas jednak męczy. Chce się do ludzi, do
przyjaciół. Jadę więc dzisiaj do przyjaciółki z lat szkolnych.
Jakież jest jej zdziwienie, kiedy mówię jej przez domofon, żeby
wyszła na balkon. I tak rozmawiamy - ona na balkonie, ja na
podwórku. Wracam do domu przyjaciółka uradowana tym spotkaniem.
Wieczorem przyjaciółka dzwoni do mnie płacząc, że tak wielką
przyjemność jej sprawiła moja wizyta. Ustalamy, że tych wizyt
będzie więcej. Ja z domu zabiorę składane krzesełko turystyczne
i termos z herbatą, ona to samo od siebie, i od czasu do czasu
posiedzimy w ogródku przynależnym do jej wspólnoty - oczywiście w
przepisowej odległości. Lubię te dni weekendowe, podczas których
nic nie muszę, a wiele mogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane.